Pierwsze spotkanie na psychoterapii humanistycznej.

 

– Dzień dobry.

– Witam, proszę siadać.

– Dziękuję.

– Proszę powiedzieć, z czym Pani/Pan dzisiaj do mnie przychodzi?

-…

W ten sposób zazwyczaj zaczynam spotkanie z osobą, która przychodzi do mnie na psychoterapię. A przychodzą Państwo z różnymi tematami: zagubienia, nieradzenia sobie, złości na kogoś bliskiego, żalu do siebie, do świata. Z konfliktami w życiu prywatnym lub zawodowym. Z chęcią poradzenia sobie z nimi, innym razem z chęcią zaakceptowania trudnych emocji, wydarzeń, z potrzebą dowiedzenia się, jak można inaczej? I czy w ogóle można? „Czy można tak, żeby ponosić mniejsze koszty, żeby trochę mniej bolało?” – słyszę niejednokrotnie.

Wtedy siadamy i rozmawiamy. Zastanawiamy się, oglądamy dany temat z rożnych stron. Po jakimś czasie zaczynacie Państwo odczuwać jeszcze więcej emocji, uczycie się odczytywać je, radzić sobie z nimi. Potem okazuje się, że macie Państwo potrzebę obejrzenia nie tylko tego konkretnego tematu, z którym przyszliście, ale także większej części Waszego życia obecnego. Po jakimś czasie, na kolejnych sesjach pojawia się Wasza przeszłość. I ta dobra przez Was akceptowana, ale też i ta trudna, której często się boicie, przed którą często uciekacie, nie chcecie jej w swoim życiu. Najchętniej wymazalibyście ją ze swojej historii. „Nic dziwnego” – myślę sobie. „To naturalna kolej rzeczy – nie lubimy myśleć, być przy tym, co nam szkodzi, co nam sprawia jakiś kłopot”. Zwłaszcza, jeśli będąc dzieckiem nie mieliśmy przecież „narzędzi” radzenia sobie z różnymi trudnymi, często traumatycznymi zdarzeniami czy emocjami.

Trudno jest mówić o przeszłości. Żeby do tego doszło, musi się zwiększyć poziom zaufania między terapeutą a pacjentem. Co to znaczy? Znaczy to tyle, że zupełnie „po ludzku”, wytwarza się poczucie, że osoba, przed która siedzę w gabinecie (terapeuta), z jakąś przecież wiedzą specjalistyczną i doświadczeniem, będąca człowiekiem, tak jak ja, mimo wszystko mnie NIE OCENI. Usłyszy to, co mówię, przyjmie i ….zaakceptuje.

Nie oceni. Współodczuje mój ból. Autentycznie się zachowa w tej sytuacji. Pomoże mi.

W jaki sposób psychoterapeuta może pomóc, zagubionemu w tym konkretnym momencie swojego życia, pacjentowi? Właśnie rozmową, obecnością, wysłuchaniem. Czasem radą. Jednak w wielu sytuacjach, nawet tego nie trzeba. Moje doświadczenie i sposób, w jaki pracuję, pokazało mi wielokrotnie, że często sama obecność terapeuty daje Państwu trochę więcej pewności siebie, potrzebnej do patrzenia na różne trudne kwestie inaczej. Odważania się wysuwania niespodziewanych przez Państwa wniosków. Odważenia się spojrzenia w inną stronę niż dotychczas.

Często słyszę takie słowa: „Ja pierwszy raz o tym mówię” lub „Ja pierwszy raz w taki sposób o tym rozmawiam”. Często terapeuta jest pierwszą osobą w życiu pacjenta, która słucha i autentycznie słyszy, która widzi i reaguje na cierpienie.

Mocno wierzę w to, i tym się kieruję prowadząc psychoterapię, powtarzając po wielokroć, że: JESTEŚCIE PAŃSTWO EKSPERTAMI OD SWOJEGO ŻYCIA. Być może w tym momencie, w którym się do mnie zgłaszacie trochę niepewnymi, zagubionymi, nieradzącymi sobie, niewiedzącymi, jak sobie radzić. Ale podkreślam: W TYM MOMENCIE. Przecież nie zawsze było tak, że „nie umieliście”. W wielu sytuacjach sobie radziliście. Ale akurat teraz przyszedł taki moment, że idzie Wam to trochę słabiej niż wcześniej. Akurat teraz uzbierało Wam się tyle, że więcej nie dacie rady unieść. Że musicie z kimś to podzielić, bo nie wytrzymujecie. Bo widzicie, jak destrukcyjnie zaczyna wpływać to na Wasze życie, na waszych bliskich. Zabrnęliście w ślepy zaułek, nie wiecie, jak z niego się wydostać? Decydujecie się na wizytę u terapeuty. I to nie jest porażka – jak wielu z Was widzi takie spotkanie. To jest właśnie sposób radzenia sobie z kryzysem. Szukanie rozwiązania. A takim rozwiązaniem jest właśnie spotkanie z terapeutą. Ja widzę to w ten właśnie sposób: SPOTKANIE. To jest ważne. Spotkanie dwóch ludzi: terapeuty i pacjenta. Pacjenta, który wnosi wiele siły, chęci, sposobów radzenia sobie w trudnych momentach. Choć może na „tu i teraz” tego jeszcze nie widzi. Moim zadaniem jest m.in. rozwiać mgłę zasłaniającą rozwiązania.

Co się dzieje dalej? Terapia trwa, terapia się rozwija. Próbujecie Państwo w życiu różnych nowo odkrytych umiejętności. Czasem to wychodzi, czasem nie wychodzi. Przychodzicie na sesję, żalicie się, złościcie. Innym razem cieszycie, bo coś się właśnie udało zmienić w Waszym dotychczasowym zachowaniu, schemacie, z którego trudno było Wam się wydostać.

Pewnego razu przychodzi taki moment, że chcecie Państwo spróbować radzić sobie już w życiu sami. Bez wsparcia psychoterapeuty. Może on być zaskoczony:, „Ale jak to? Już teraz? Przecież jest tyle jeszcze do zrobienia”. Ale to jest moment wybrany przez Państwa. To wy o tym decydujecie, bo to Wy wiecie, kiedy przyjdzie najlepsza chwila. Co ja wtedy robię? Trzymam mocno kciuki 🙂

Zatem jak wygląda terapia wg mnie? Psychoterapia w nurcie humanistyczno-egzystenlanym, z elementami gestalt i focusingu? Ano właśnie tak…. 🙂

   

Katarzyna Czekierda-Pieciuk